Zaczęły się pod koniec stycznia w Chorwacji: w minionych tygodniach w kraju odbyła się znaczna liczba bojkotów w supermarketach, ponieważ obywatele wyrażali swoje niezadowolenie z powodu rosnących cen, które podzielają obywatele innych krajów członkowskich UE oraz niektórych z tych, które chcą dołączyć do europejskiego bloku.
Bojkot sklepów rozpoczęła grupa na Facebooku o nazwie „Halo, Inspektorze” („Halo, inspektore” po chorwacku). Ruch został poparty przez organizacje ochrony konsumentów, związki zawodowe, partie polityczne, a nawet ministra gospodarki.
„Dziś ponownie bojkotujemy wszystko, od supermarketów po apteki, piekarnie, kawiarnie i restauracje. Nie wchodźmy do żadnego sklepu ani nie korzystajmy z żadnej usługi” — powiedział Josip Kelemen, doradca jednego ze Stowarzyszeń Konsumentów, które zorganizowały bojkot „Halo, inspektore”.
Kelemen złożył to oświadczenie przed trzecią rundą chorwackich bojkotów, która odbyła się 7 lutego. Inicjatywa rozpoczęła się od wiadomości, które krążyły w mediach społecznościowych i zachęcały obywateli do powstrzymania się od wszelkich zakupów. Od tego czasu ruch rozprzestrzenił się na region Bałkanów aż do Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Macedonii Północnej, Bułgarii i Serbii.
Mniej chleba w koszyku
Problematyczna kwestia ma podwójne oblicze – z jednej strony, wysokie ceny sprawiają, że wielu konsumentom trudno jest sobie poradzić, z drugiej strony lokalni producenci mówią, że nie mogą konkurować z dużymi sieciami, ponieważ importowane produkty są tańsze, a ceny, które sami otrzymują, nie pokrywają kosztów produkcji.
Ekonomiści tłumaczą nową falę podwyżek cen w Chorwacji, wskazując, z jednej strony, na silny wzrost konsumpcji osobistej i całkowitego krajowego popytu, a z drugiej strony na ograniczony wzrost podaży. Znaczną część wzrostu popytu tworzy państwo z powodu dużego napływu funduszy europejskich, funduszy spójności i funduszy na odbudowę po pandemii.
Koszt życia rośnie w całej UE, ponieważ płace nie nadążają za rosnącymi cenami żywności.
Przypadki bojkotów
Konsumenci w krajach kandydujących do UE, w Bośni i Hercegowinie, Serbii, Macedonii Północnej i Czarnogórze, również zainfekowali wirus bojkotów.
Ludzie w Bośni i Hercegowinie odczuwają coraz większą presję wynikającą z rosnących cen — poziom życia spada, ponieważ płace nie nadążają za rosnącymi kosztami życia. W celu przeciwdziałania tej tendencji nieformalna organizacja „Bojcot u BiH” (BiH to akronim Bośni i Hercegowiny) wezwała do bojkotu dużych sieci detalicznych w dniach 7 i 8 lutego za pośrednictwem mediów społecznościowych. Obroty firm spadły w te dwa dni.
31 stycznia i 7 lutego supermarkety w Macedonii Północnej były częściowo puste, ponieważ ludzie robili zakupy na rynkach i w lokalnych sklepach, albo nie robili zakupów wcale. Obywatele wspierali kampanię, mimo że wyrażali wątpliwości, czy jednodniowy bojkot może rozwiązać problemy, podkreślając, że ceny wciąż rosną, a płace pozostają takie same. Przed bojkotem niektóre sklepy detaliczne ogłosiły zniżki i korzyści dla konsumentów, podczas gdy obwiniały swoich dostawców za podwyżki cen.
Serbska organizacja konsumencka „Efektiva” wezwała konsumentów do jednodniowego bojkotu sieci detalicznych 31 stycznia, przypominając, że w październiku ubiegłego roku Komisja ds. Ochrony Konkurencji rozpoczęła postępowania przeciwko czterem sieciom detalicznym z podejrzeniem o nadmierne ustalanie cen. Ogłoszono też nowy bojkot pod hasłem „Czy chcecie być okradani, czy nie?”. Od 10 lutego pięć dużych sieci detalicznych miało być celem bojkotów przez pięć dni.
Bojkoty odbyły się w sąsiednim Czarnogórze 31 stycznia, a także 7–8 lutego. „Codziennie jesteśmy świadkami bezprecedensowych wzrostów cen podstawowych produktów, podczas gdy właściciele dużych sieci gromadzą zyski kosztem ludzi. Czas powiedzieć: dość!” napisała na mediach społecznościowych organizacja „Alternative Montenegro”.
Działania te wspierał premier Milojko Spajić, kilka organizacji pozarządowych i związków zawodowych, podczas gdy Izba Handlowa i Związek Konsumentów Czarnogóry były przeciwne ruchowi.
Idea ta rozprzestrzeniana jest również w Bułgarii, gdzie cztery organizacje ogłosiły dzisiaj bojkot sieci detalicznych i sklepów spożywczych, zgodnie z informacjami Velizara Enczeva, koordynatora inicjatywy i byłego ambasadora Bułgarii w Chorwacji.
Jak dotąd ten ruch nie wpłynął na Albanię i Słowenię, natomiast Rumuni podejmują decyzję.
Niektórzy politycy wezwali Rumunów do jednodniowego bojkotu supermarketów, argumentując, że nie sprzedają one rumuńskich produktów. W przeciwieństwie do tego minister rolnictwa Florin-Ionuț Barbu stwierdził, że uważa, że taki bojkot oznaczałby „bankructwo rumuńskich firm przetwórczych”, ponieważ 70% produktów w rumuńskich sklepach detalicznych jest produkowanych przez rumuńskie firmy przetwórcze.
W Albanii nie doszło do bojkotu supermarketów, mimo sporadycznych wezwań w mediach społecznościowych. W ubiegłym roku rząd podniósł wynagrodzenia pracowników państwowych, zwiększył emerytury, a w tym roku obniżył ceny energii elektrycznej. Podwyżki wynagrodzeń i emerytur nie towarzyszył znaczny wzrost cen w supermarketach.
Nie było zorganizowanego bojkotu w sklepach w Słowenii, chociaż wysokie ceny żywności są głównym tematem w debacie publicznej. Według Urzędu Statystycznego, ceny żywności i napojów bezalkoholowych ustabilizowały się w 2024 roku, po okresie podwyżek. Niemniej jednak centra handlowe w słoweńskich miastach wzdłuż granicy z Chorwacją odnotowały wzrost liczby klientów w trakcie chorwackiego bojkotu. Konsumenci z Chorwacji mówią, że żywność i produkty do czyszczenia są znacznie tańsze w Słowenii. Tymczasem Słoweńcy znowu coraz częściej jeżdżą do sąsiednich Włoch na tańsze zakupy.